poniedziałek, 21 marca 2016

Daredevil Sezon 2 - pierwsze wrażenia

Siedzę przed pustym ekranem niczym Karen Page w ostatnim odcinku 2 sezonu Daredevila i czekam na kogoś, kto uświadomi mi jak mam napisać ten tekst. Jak ująć w słowa wszystkie moje przemyślenia na temat serialu, mając w głowie mętlik i nie mogąc na niczym się skupić. Jak powiedzieć Wam coś nowego, coś czego nikt wcześniej Wam nie powiedział, kiedy każde zdanie, które tworzę wydaje się już od dawna w przepaści internetu. Jednak bardzo chcę coś powiedzieć, bo czuję, że nie dam rady ruszyć dalej, jeśli tego nie zrobię. Nie jestem pewna czym będzie gotowy produkt. Może zbiorem tego wszystkiego, co już zostało powiedziane. Może wytworem mojej wybujałej wyobraźni. A może bełkotem sztucznie wytworzonej fanki, która po prostu jest pod wrażeniem. Jednak możecie mi zaufać, że wszystko co powiem jest moje. Jest wytworem mojego umysłu wystawionego na medium, jakim jest Daredevil.Ostrzegam, że jeśli nie obejrzeliście jeszcze sezonu 2, to możecie zepsuć sobie zabawę z oglądania po przeczytaniu tego tekstu, bo zdradzę kilka elementów fabuły. Dlatego idźcie najpierw obejrzeć, bo warto, a potem zapraszam do dalszej lektury.




Budzę się rano i bez przekonania włączam facebooka, przewijam stronę główną w poszukiwaniu ciekawostek z obserwowanych przeze mnie stron. Nie szukam niczego szczególnego, po prostu jestem biernym odbiorcą szukającym rozrywki. Wiem, że 2 sezon Daredevila ląduje 18 marca, ale nie spodziewam się, że rzeczywiście pojawił się o północy polskiego czasu. Gdy natrafiam na czyjś post o dostępności nowych odcinków z prędkością internetu upc przenoszę się na Netflixa. I jest, już czeka. Mam świadomość, że nie powinnam zaczynać oglądać rano, bo stracę na oglądanie cały dzień. Jest również dylemat, czy obejrzeć najpierw sezon 1, a dopiero potem dać sobie przyjemność obejrzenia sezonu drugiego. Pragnienie świeżej nowości i strach przed spoilerami skłania mnie do natychmiastowego rozpoczęcia sezonu drugiego. Zaczynam i podoba mi się to, co widzę.

Bohaterowie ewoluują, zmieniają się pod wpływem zdarzeń, które ich spotykają. Dla mnie największym zaskoczeniem jest przemiana Karen Page, która od kobiety wścibskiej i irytującej przekształca się w postać wyważoną, mającą cel i dążącą do odkrycia prawdy. Jej przemianę obserwuję na przestrzeni odcinków, jednak już na początku, porównując jej postać do tej z poprzedniego sezonu widzę, że nabyła kilka wartościowych cech. To ona prowadzi kancelarię i wybiera klientów, to ona podejmuje działanie wtedy, kiedy trzeba. W sumie została napisana trochę w stylu superheroiny, mimo, że nie posiada żadnych specjalnych mocy poza swoją przenikliwością, to niestraszne są jej latające kule i nie daje sobą pomiatać. Z niemrawej postaci stała się naprawdę silną i ciekawą postacią kobiecą. Przeszkadza mi jedynie jej naiwność w niektórych momentach historii. Wątek miłosny, który jest niezręczny w każdym wymiarze jest niezręczny. Patrzę na to z bólem serca i zażenowaniem.

Przemianie ulega również Foggy Nelson, który z adwokackiego sidekicka przekształca się w naprawdę kompetentnego prawnika. Jak zwykle jest troskliwym przyjacielem i stara się nakłonić Matta do odwieszenia maski oraz zakończenia kariery samozwańczego obrońcy Hell's Kitchen (czy może wigilanta), jednak gdy mu się to nie udaje stara się mu na swój sposób pomóc. Kiedy docieram do fragmentu z przemową w szpitalu, jestem pod takim wrażeniem, że mam ochotę wstać i klaskać. No i Foggy będzie miał nową pracę (wyczuwam Foggy'ego w kolejnych serialach).

Nie spodziewam się  tak wczesnego przedstawienia Punishera. Nie spodziewam się również tego, co przychodzi razem z tą postacią. W czwartym odcinku, gdy Frank Castle zostaje aresztowany wydaje mi się, że to koniec jego arki w serialu. Finito. A jednak otrzymujemy całkiem skomplikowaną historię z nim związaną. Punisher jest niezależnym zabójcą, który wykańcza złych ludzi z zimną krwią. Ale kiedy poznajemy jego historię, że mamy do czynienia z typową historią zemsty, która przeradza się w coś więcej. Trudno jest sympatyzować z Punisherem, jednak równie trudno jest zupełnie tej postaci nie lubić, szczególnie dlatego, że jego rodzące się relację zarówno z Daredevilem jak i Karen są bardzo ciekawe.

Elektra jest dla mnie zagadką, w początkowych odcinkach, w których się pojawia nie potrafię jej lubić. Wydaje się być personifikacją Eris, bogini chaosu, która uwielbia niszczyć i wprowadzać zamęt. Pokazane nam wspomnienia odkrywają przed nami, że jest szalona, lubi zabijać i wręcz ją to kręci. Jest także piękna i zdaje sobie sprawę ze swojej siły przyciągania. Mimo, że z odcinka na odcinek otrzymujemy nowe fakty o jej przeszłości, to wciąż trudno przejrzeć, czy tylko gra, czy rzeczywiście to, co czuje. Jej relacja z Mattem jest dla mnie dziwna. Niby są byłymi kochankami, jednak ona wciąż zabiega o jego względy i próbując pomóc w jego codziennej pracy, tylko wszystko psuje. Matt opiera się jej zabiegom, lecz gdy ona zostaje ranna, nagle Matt odkrywa w sobie wciąż żywe uczucie do Elektry. Brzmi to słabo. I takie jest. Eelektra stara się zmienić, ale ponieważ ma w sobie coś demonicznego (dosłownie i w przenośni) ciągle ta przemiana jest stawiana pod znakiem zapytania.

Więc docieram do Matta Murdocka. Diabła z Hell's Kitchen. Kontynuuje swoją krucjatę z sezonu pierwszego. Mimo, że udało mu się osadzić Wilsona Fiska w więzieniu, to jego zadanie się nie kończy. Wciąż bije złych ludzi, wciąż ryzykuje życie, aby bronić swego miasta. Jednak pojawia się pytanie, czy Daredevil swoimi działaniami Próbuje przekonać Punishera i Elektrę do swojej ideologii niezabijania, jednak w końcu przyznaje, że niektóre walki wymagają metod Franka. Jak widać Matt też się zmienia. Uwielbiam jego relacje z Foggym i jestem bardzo ciekawa, co się jeszcze w tej relacji wydarzy. Czy to koniec Nelson&Murdock, czy tylko chwilowa przerwa?

Bardzo lubię także skomplikowanego i zagadkowego Sticka oraz policjanta Bretta, który ujawnia za dużo zaprzyjaźnionym prawnikom. Podobają mi się też nawiązania do Jessiki Jones i Luke'a Cage'a, które są subtelne, ale zwiastują przyszłe połączenie sił.

Mam kilka ulubionych scen, które pewnie będę jeszcze kilka razy odtwarzać. Uwielbiam tę, w której Karen ciągnąc Irlandczyka za rękę wybiega na szpitalny korytarz pod ostrzałem Punishera, a także tę w której przerażony Foggy stara się znaleźć Matta. Uwielbiam scenę w kawiarni z Frankiem i Karen. Podoba mi się również ta, z ostateczną walką.

Moje ogólne wrażenia z sezonu są bardzo pozytywne. Sezon drugi nie jest powtórką z pierwszego. Może niektórym przeszkadzają zamaskowani ninja, tajemniczy wątek z Black Sky i nieśmiertelny Nobu, ale ja uważam, że jeśli w uniwersum jest magia i ludzie obdarzeni mocami, to lepiej wprowadzić ich na tyle wcześnie, by nie posądzać później bohaterów o ignorancję.

Sezon drugi Daredevila już za mną, teraz tylko czekam do 30 września na premierę Luke'a Cage'a , którego teaser zaskoczył mnie po obejrzeniu 13 odcinka. Zapowiada się to przednio. Nie mogę także doczekać się kolejnego sezonu Jessiki Jones. A wy jak przeżyliście zderzenie z 2 sezonem Diabła z Piekielnej Kuchni? Co Wam się podobało, a co nie bardzo? Które wątki zaskarbiły sobie Waszą największą sympatię, a które z chęcią puścicie w niepamięć? Czekam na komentarze ^_^






Koniec końców nie wspomniałam ani słowem o mojej ulubionej postaci, czyli Claire Temple. Claire jest wspaniała!


Zapomniałam też o kostiumie Daredevila, który bardzo mi się podoba. A strój Elektry został ulepszony w genialny sposób.

Estetyka serialu pozostaje niezmienna, inteligentna gra kolorami wciąż działa.

I sceny walki! Dla samych tych scen warto sięgnąć po tę pozycję!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz