poniedziałek, 25 stycznia 2016

Książka kontra Serial - Miasto Kości #1 Postacie

 

W ubiegłym tygodniu w amerykańskiej telewizji Freeform (dawne ABC Family) wyemitowano dwa pierwsze odcinki serialu “Shadowhunters”. Serial jest przeniesieniem na srebrny ekran serii książek Cassandry Clare “Dary Anioła”. Już wcześniej pokuszono się o ekranizacje pierwszego tomu serii “Miasto Kości”, jednak film kinowy nie odniósł zbyt wielkiego sukcesu, stąd wytwórnia podjęła decyzje o porzuceniu projektu. Niedługo potem ogłoszono, że Dary Anioła znajdą swoje miejsce w ramówce jednej ze stacji telewizyjnych jako serial, który już teraz możemy śledzić przez platformę Netflix.

Na początek kilka słów o powieści, żeby nakreślić pewien obraz historii i świata. Clary Fry jest na pozór zwykłą nastolatką, która uwielbia spędzać czas ze swoim najlepszym przyjacielem Simonem i ciągle drze koty ze swoją nadopiekuńczą matką Jocelyn. Jej życie jednak zmienia swój kierunek o 180* kiedy mama Clary zostaje porwana, a w życiu dziewczyny pojawiają się Nocni Łowcy, demony i inne istoty znane z horrorów. Na dodatek okazuje się, że Clary nie jest tak zwyczajna, jak się jej wydawało, a z Nocnymi Łowcami jest związana czymś więcej niż tylko przypadkiem. Razem z nowymi przyjaciółmi próbuje odzyskać swoją mamę, zgłębia świat Nocnych Łowców, a przy okazji odkrywa prawdę o samej sobie.
To tak w dużym skrócie. Co do serialu. Moje wrażenia po pierwszym odcinku? Zacznijmy od doboru aktorów. Uważam, że casting nie jest zły. Aktorzy pasują do granych przez siebie ról, jednak nie do końca podoba mi się gra aktorska niektórych z nich.
Clary, Simon i Jace
Dominic Sherwood jako Jace jest straaasznie powolny w wygłaszaniu swoich kwestii (Dominic jest urodzonym Brytyjczykiem, a w serialu mówi z amerykańskim akcentem, więc zapewne to jeden z powodów tej powolności), które nawiasem, są napisane jakby nie dla tej postaci. Jace Wayland w powieściach jest dowcipnym, sarkastycznym, zarozumiałym, szczerym i bardzo lojalnym facetem. Ten serialowy Jace natomiast nie jest ani zabawny, ani sarkastyczny, ani zarozumiały. Może stąd również bierze się ta powolność Dominica, bo czas ekranowy jego postaci powinien być dosyć duży, ze względu na to, że jest jednym z głównych bohaterów, a nie ma zbyt wiele do powiedzenia. Przy okazji nie wcale nie można się zorientować w jego motywacji i zainteresowaniu Clary. Jego relacja z nią jest bardzo niewiarygodna, przynajmniej dla mnie. Jace Wayland jest Nocnym Łowcą, którego Clary poznaje na początku swojej przygody ze światem cieni.
Co do Katherine McNamary jako Clary, przedstawia zupełnie odmienną postać niż ta z powieści, jednak robi to nieźle, jeśli taki był zamysł, to wszystko jest ok. W Darach Anioła Clary jest niezależną, upartą młodą kobietą, która jednocześnie jest bardzo niepewna siebie. Często postępuje wbrew doradom innych, próbując sobie i wszystkim innym coś udowodnić. Natomiast serialowa Clarissa jest niesamowicie pewna siebie i wszystkiego w swoim świecie. Jest taka bardzo… Przyziemna? Albo przynajmniej bardzo dobrze taką udaje. Raczej nie będę przepadać za nią za bardzo. Za to jej przyjaźń z Simonem jest zarysowana doskonale.
Simon Lewis! W tej roli Alberto Rosende, który dostarcza nam takiego Simona, jakiego potrzebujemy! Powieściowy Simon jest nerdem, który gra w zespole (rockowym zespole, składającym się z kilku facetów, którzy większość czasu spędzają na kłótniach o nazwę - miłe oczko do fanów w serialu w kwestii zmiany nazwy) i jest najlepszym przyjacielem Clary. To z nim Clary spędza najwięcej czasu i zna go od dzieciństwa. Simon jest zabawny, odważny i można na nim polegać. Serialowy Simon jest… “mamą kwoką”, ale w tak zupełnie uroczy sposób, że chce się go przytulić! Może nie jest to ten książkowy bohater, ale jest takim bohaterem, jakiego potrzeba nam i głównej bohaterce.
Jace, Alec i Izzie
Kolejnymi bohaterami, którzy są cudowni na ekranie jest rodzeństwo Lightwoodów: Isabelle (Emeraude Toubia) i Alec (Matthew Daddario). Lightwoodowie są wspaniali, ich wzajemna relacja jest przedstawiona tak wiarygodnie, że to aż niepojęte. Razem z Jacem tworzą trio, które jest zabójcze nie tylko w walce, ale również w dialogu. Alec jest niesamowity - zupełnie inny niż postać literacka, ale przez to o wiele bardziej… sympatyczna, mimo tej całej pozy spiętości, przestrzegania reguł i niechęci do Przyziemnych. W Izzie jestem totalnie zakochana, jest dowcipna, przepiękna i odrobinę szalona. Mam z nią tylko jeden problem. Na początku jej podstawową rolą jest rozproszyć wroga, mhm... nie. Isabelle jest niezależna, bardzo wrażliwa i kobieca, ale jednak jest zabójczą bronią w każdym calu, więc dlaczego sprowadzać jej rolę do odwrócenia uwagi demonów. A potem jakoś ta rola się ciągnie, bo Izzie odwraca uwagę widza od pozostałych aktorów i  w sumie trochę kradnie show.
Luke i Jocelyn
Old Spice Guy w roli Luke’a jest superowym wujaszkiem Clary i głosem rozsądku Jocelyn. Ale na jego miejscu już dawno wzięłabym przywaliła kapitan Vargas, za to za wpychanie się klinem w nie swoje sprawy.
No i Jocelyn… Uważam, że Maxim Roy stać na dużo więcej, choć pewnie za wiele nie będziemy jej widzieć przez resztę sezonu. Jest taką bardzo słabą wersją Jocelyn. Mama Clary w Darach jest bardzo żywiołowa i nadopiekuńcza do granic, bo MA powód. Ta Jocelyn jest taka bezosobowa, niezdecydowana i niekonsekwentna w działaniach, dopóki nie weźmie się za walkę na miecze, wtedy jest wspaniała!
Valentine
Valentine jest niemal wymarzonym portretem postaci z książki. Alan Van Sprang gra tak przekonująco, że nawet w jego rękach można wyczytać emocje. Tylko dlaczego Czarnobyl?
A teraz to, co boli najbardziej: Hodge Starkweather. Jon Cor nie jest dobry do tej roli. Albo raczej rola jest źle napisana, a aktor nie potrafi z nią zrobić zbyt wiele. Ksiązkowy Hodge jest panem w tweedowym garniturze, który wiecznie przesiaduje w bibliotece i jest weteranem. Zna się na broni i na ziołach. Serialowy Hodge zna się na tym jak pokazać absa z dobrej strony i rozwalić drewnianą tyczkę metalowym ekstra ostrym nożopodobnym czymś. No brawo. Ale wygląda na to, że  jest wprowadzony do historii tylko po to, aby ujawnić fakty z przeszłości istotne dla fabuły, z bolesnym grymasem na ustach i dymiącą przeklętą runą na szyi. Eh.
To by było na tyle, jeśli chodzi o główne postacie. Mam jeszcze kilka uwag odnośnie zmian w fabule, ale o tym może następnym razem, kiedy będziemy wiedzieć odrobinę więcej z kolejnego odcinka.
Dzięki za uwagę. Do następnego razu!

IZ

PS. Screeny wykorzystane w tekście pochodzą z odcinków opublikowanych na platformie Netflix i zostały użyte zgodnie z prawem cytatu tylko w celu zilustrowania moich uwag odnośnie serialu.
PS2. Tak, wiem. Zapomniałam o Magnusie, ale pomówimy o nim w moich fabularnych nieścisłościach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz