piątek, 28 sierpnia 2015

Pierwsze koty za płoty

Przychodzę dziś wieczorem do księgarni Matras i pytam o 4. tom Jadowskiej. Pani uprzejmie sprawdza w bazie, czy książka jest na staniu lub czy można ją sprowadzić. Ta druga opcja mało mnie interesuje, jednak pozwalam kobiecie się wykazać. Niedoskonałość bazy nie pozwala jej na to, bo jej twórcy nie przewidzieli w swoim projekcie wydawnictw wielotomowych - są podtytuły jako kontynuacja tytułu, nie ma numerów tomów. Dlatego sięgam do mojej płóciennej torby i wyjmuję z niej własny egzemplarz Tomu 1 (Wydanie 2 zawiera tytułową listę tomów od 1 do 4). Tytuł tomu 4 okazuje się być jedynym tytułem, nie znajdującym się na liście. Jestem zawiedziona, ale dziękuję za pomoc i wychodzę.



Oto jestem na Krakowskim Rynku po godzinie 20 palona głęboką potrzebą zaznajomienia się z dalszymi losami Dory Wilk, a uzupełniające jej historię opowiadania wcale nie zmniejszyły mojego apetytu. Z westchnieniem kieruję swoje kroki w kierunku Floriańskiej, przeciskając się przez tłumy zgromadzone wokół kramów na kiermaszu. Koraliki w moim plecaku obijają się o plastikowe ścianki pudełka, grzechocząc jak najęte. Już po kilku krokach mam dosyć - zbliża się pełnia Księżyca, a ludzie (szczególnie dzieci) nie znoszą tego czasu ze spokojem. Zbieram w sobie cała determinację i staram się przekształcić chociaż jej część w cierpliwość, aby dotrzeć do celu bez wszczynania niepotrzebnych kłótni z przypadkowymi rodzicami rozbrykanych pociech.

Nareszcie jestem w księgarni Empik. Z poprzednich wizyt w niej wiem, gdzie znajdę fantastykę, więc od razu kieruję swe kroki do odpowiedniego regału. Znajduję Jadowską na najwyższej półce i na szczęście dostrzegam trzy egzemplarze tomu 4. Sięgam po pierwszy z brzegu, jednak jego okładka ma zagięty rożek. Nie najlepszy początek, wygładzam okładkę i odkładam książkę na miejsce. Z kolejnym egzemplarzem sytuacja wygląda podobnie, dlatego biorąc do ręki ostatni wolumin krzyżuję palce, aby okazał się być nienaruszony i na szczęście taki właśnie jest. Zmierzam do kasy i płacę pełną cenę z okładki. To odrobinę (dosyć sporą) niepoważne z mojej strony tak przepłacać, szczególnie gdy mogę zamówić tę książkę z 40% obniżką w Księgarni Świat Książki. Ale jest piątek, nie mogę czekać do poniedziałku/wtorku na dostarczenie przesyłki, chcę mieć tom 4. w rękach natychmiast, najlepiej już. Z przy okazji jestem tak zmęczona, że nie jestem w pełni świadoma tego, co wyprawiam.

Idę prosto na przystanek - to znaczy na tyle prosto, na ile pozwalają mi uliczki i zmiany w rozkładach jazdy tramwajów. Na szczęście nie czekam długo, po dwóch minutach wsiadam do niemal pustego autobusu i zajmuję wygodne miejsce z przodu pojazdu. Mam przed sobą sporo przystanków, więc sięgam do torby po nowo-zakupioną powieść. Zaczynam czytać. Na kolejnym przystanku wsiada kolejne dziecko opętane przez pełnię w niepełnym rozkwicie. Autobus szybko zapełnia się po brzegi, jak to w piątkowy wieczór. Udaje mi się dokończyć 1 rozdział nim dojeżdżam na swój przystanek, pomimo nieziemskich zawodzeń kilkulatka siedzącego za mną. Chowam książkę, wysiadam i kieruję się do mieszkania. Na miejscu gaszę pragnienie mrożoną herbatą i skrobię kilka słów do tego postu.

Dziękuję za uwagę,
Hołdownik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz